Hej! Dziś jestem wykończona - może nie fizycznie, ale
psychicznie. Mój partner z tańców jak zwykle wyprowadził mnie z równowagi i tak
się pokłóciliśmy, że nie wiem, czy jeszcze będziemy razem tańczyć. On by mnie wykończył
psychicznie, nie wiem, czy to ma w ogóle sens... jeszcze gdyby to był jedyny
problem.... Ale on nigdy nie ma czasu! Dziś ma ministrantów, jutro ma
"jakieś jego sprawy", pojutrze musi się uczyć do sprawdzianu, czy
coś... No ja wszystko rozumiem, ale skoro on ledwie daje rady chodzić na zajęcia 3 razy w tygodniu, to
co będzie, jak odniesiemy jakiś sukces i będziemy musieli chodzić na tańce
codziennie??? ... To mnie martwi, tym bardziej, że on idzie do Katolika i ma
tych ministrantów i w ogóle, a zapału do tańca i szacunku do mnie (może nie
takiego jak do nauczycielki, ale przynajmniej takiego jak do kogoś z kim się pracuje
i jednak wypada go szanować...) jakoś już nie ma i jeszcze ta jego logiko -
filozofia.... o niej mogłabym pisać dwa lata... Te jego wymówki, obrażanie
mnie, on po prostu gra mi na psychice i robi to świadomie, specjalnie, z
premedytacją, bo wie, że go potrzebuję do tańca, wie jak bardzo kocham taniec i
jak mnie to boli i on to wykorzystuje. To takie okropne... Dlaczego on taki dla
mnie jest? :( Nie wiem, czy coś jeszcze z tego wyjdzie, ale nawet jak nie
wyjdzie i nie będziemy z sobą tańczyć, to trudno! Ja nie mam zamiaru się
poddawać, nie ważne ile będę szukać partnera, trudno, ale nigdy się nie poddam!
Kiedyś jak mama zabrała mnie na turniej tańca, zobaczyłam piękne pary wirujące
po parkiecie, zobaczyłam taniec, wtedy postanowiłam się zapisać na tańce i wtedy
obiecałam sobie, że kiedyś też taka będę, że też odniosę takie sukcesy, będę
tańczyć tak pięknie... Co prawda od tamtego czasu już sporo minęło i się
zmieniłam, ale i tak chcę dotrzymać tej obietnicy, nie chcę siebie zawieść, no
bo skoro nawet ja bym siebie zawiodła, to kto innym ma mnie nie zawieść.
Niestety jestem pesymistką i nie wierze ludziom, wierze jedynie sobie, tak
więc, jeśli ja bym siebie zawiodła, to nie mogła bym już na nikim polegać, to
nie byłoby dla mnie fajne. W każdym razie myślę, że nawet jeśli nie w tańcu
towarzyskim, to może przynajmniej w tańcu współczesnym lub ludowym odniosę
sukces... Nie wiem, ale na razie tak jak mówię nie rezygnuję z tańców
towarzyskich - nie będzie on, to będzie inny partner - może nauczycielka mi
jakiegoś znajdzie, a może przynajmniej przekonam mojego kuzyna... Nie wiem, ale
na 100% z tańcem się nie rozstaję!!! W końcu w tańcu liczy się wytrwałość i miłość. Jeżeli tancerz wytrwa ten najcięższy moment, gdy taniec wystawia go na próbę, to nagrodzi go on sukcesami i pięknę i odpłaci się za jego pokorę 100 razy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz