Witajcie! Dzisiaj wykład o wenie. Otóż wszyscy się
sprzeczają czy ona jest, czy jej nie ma. Na przykład mój pan od malarstwa
twierdzi "nie ma czegoś takiego jak wena, jest tylko ciężka praca"...
No cóż ja wenę odbieram jako ochota na robienie czegoś artystycznego, jakieś
pomysły, wewnętrzna chęć tworzenia. Czasem po prostu nie mamy humoru, jesteśmy
zmęczeni, nie mamy pomysłów, nie mamy na nic ochoty. Ja wtedy mówię, że nie mam
weny. Każdy ma takie chwile, gdy ma natchnienie, pomysły, które wręcz się same
leją, tylko je łapać... Ja tak miałam dziś na polskim. Imiesłowy umieją
porządnie znudzić, a nawet uśpić. Na początku miałam takie natchnienie, ale na
drugiej lekcji zamieniło się niestety w spanie na ławce. Zwykle tak jest, że
nudna lekcja, jazda pociągiem przez piękne tereny po prostu owocuje
natchnieniem. Ja zawsze tak mam, że na lekcji malarstwa, czy rzeźby, wtedy
kiedy mam najlepsze warunki do tworzenia totalnie się zacinam. Albo tak samo
jak robię zadanie domowe z malarstwa. Ja lubię rysować i dobrze mi to idzie,
tylko wtedy kiedy mam na to ochotę i rysuję to co chcę, nie mam żadnych
narzuconych zasad... No dobra, ja muszę iść robić zadanie z rzeźby i podstaw
projektowania (i nie! nie jest to projektowanie mody, tylko projektowanie
OGÓLNIE) no i jeszcze uczyć się historii i historii sztuki...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz